diafilm.pl
Mini reklamy
Mini kontakt

Newsletter

 

Zostań Redaktorem Serwisu

Drogi Miłośniku bajek z rzutnika,

Znalazłeś ciekawy artukuł w sieci, znalazłeś ciekawe zdjęcia lub posiadasz informację o nadchodzącym wydarzeniu lub takim , które się odbyło

a może napisałeś świetny artykuł na temat bajek z rzutnika

napisz proszę do mnie a ja zamieszczę podane przez Ciebie informacje w Serwicie.

 

* Serwis nie wypłaca gaż ani prowizji z tutyłu przekazania informacji lub artykułu w nim do zamieszczenia. W Serwisie zostaną zamieszczone informacje / dane, które nie łamią prawa. Zastrzegam sobie w szczególnych przypadkach do odmowy zamieszczenia informacji / artykułu bez podania przyczyn i bez prawa zgłaszającego do roszczeń z tego tytułu.

 

Bajki na ścianie, czyli powrót rzutnika

<<< Powrót

2011-07-11


Autor artykułu: IWONA SZAJNER

Niektóre przedmioty z zamierzchłej epoki socjalizmu nie zostały całkowicie zapomniane. I całe szczęście! Nie wszystko przecież, co nosi miano oldschoolowe, musi faktycznie takie być. A już na pewno nie rzutnik do wyświetlania bajek na ścianie. Właśnie teraz przeżywa on swoją kolejną młodość. 

 
Cud techniki – rzutnik "Ania"

Myślę, że wielu obecnych 30-latków pamięta przygodny "Flipa i Flapa", "Robinsona Cruzoe" czy "Buma z Fikiem" oglądane w ciemnym pokoju na wzorzystej tapecie. Magiczny seans kina domowego, na który czekało się cały dzień. Niejeden usiłując odczytać tekst pod obrazkiem nauczył się składać pierwsze litery. Tym, którzy nie pamiętają tego cudu ówczesnej techniki, objaśniam.

Największą popularnością cieszył się rzutnik "Ania", produkowany przez Łódzkie Zakłady Kserotechniczne (ŁZK). W latach 70. i 80. znajdował się chyba w każdym domu, w którym mieszkało dziecko.

Bajki (tj. zwinięte w rulonik klisze) przechowywane były w małych pudełeczkach - tekturowych, a potem plastikowych.

Jak już wspomniałam, obraz wyświetlano najczęściej na ścianie. Tak na marginesie – w wielu mieszkaniach ciężko było znaleźć odpowiednie miejsce do projekcji, bo w każdym z pokoi stała meblościanka, a ściany upiększone były nieco pstrokatymi tapetami. 

Na czym polegał ten fenomen? 

Po pierwsze na łatwej obsłudze i prostej budowie (bez problemów można było wymienić psujący się element, przeważnie żarówkę).

Po drugie, kiedyś nie było magnetowidów, odtwarzaczy DVD i komputerów (trudno uwierzyć, ale to prawda) i taka projekcja świetnie zastępowała np. seans kinowy.

Poza tym – i chyba powinnam wymienić to na początku– cały pokaz bajek przypominał swego rodzaju spektakl z rodzicem w roli reżysera. Starsze dzieci, gdy dostępowały zaszczytu obsługiwania rzutnika, czuły się naprawdę dorosłe.

Bogactwo bajkowych tytułów było przeogromne: od klasycznych bajek w stylu "Czerwonego Kapturka" czy "Królewny Śnieżki", po "Zorro", "Tarzana" i "Czterech Pancernych i Psa".

Większość powstała w Zakładach Fotofilmowych "Wspólna Sprawa". Znakiem rozpoznawczym tych produkcji były trzy czerwone krasnale (a może mikołaje?). 


Żaden relikt przeszłości!  

Wydawać by się mogło, że w dobie komputera, DVD i kilkudziesięciu kanałów telewizyjnych do wyboru, taki projektor to relikt przeszłości. Okazuje się, że nic bardziej błędnego. Na jednym z forum internetowych zaznałam rozpaczliwy apel Chętnie kupię bajeczki do oglądania na rzutniku ANIA, liczy się każda sztuka. Na aukcjach internetowych cena za diaskop i zestaw bajeczek sięgała nawet 400 zł (po zażartej licytacji). 


Na koniec jeszcze muszę wspomnieć, że oglądanie bajek sprawia naprawdę dużą frajdę. I to nie tylko dzieciom, ale także rodzicom. Coś o tym wiem, bo sama jestem mamą 3-latka, który minionej zimy zakochał się w bajeczkach z rzutnika. Mam wrażenie, że trochę mu w tym pomogłam.


Brak zdjęć dodanych do tego artykułu.
 

Wszystkie prawa zastrzeżone: diafilm.pl
Projekt i wykonanie bprog.pl