diafilm.pl
Mini reklamy
Mini kontakt

Newsletter

 

Zostań Redaktorem Serwisu

Drogi Miłośniku bajek z rzutnika,

Znalazłeś ciekawy artukuł w sieci, znalazłeś ciekawe zdjęcia lub posiadasz informację o nadchodzącym wydarzeniu lub takim , które się odbyło

a może napisałeś świetny artykuł na temat bajek z rzutnika

napisz proszę do mnie a ja zamieszczę podane przez Ciebie informacje w Serwicie.

 

* Serwis nie wypłaca gaż ani prowizji z tutyłu przekazania informacji lub artykułu w nim do zamieszczenia. W Serwisie zostaną zamieszczone informacje / dane, które nie łamią prawa. Zastrzegam sobie w szczególnych przypadkach do odmowy zamieszczenia informacji / artykułu bez podania przyczyn i bez prawa zgłaszającego do roszczeń z tego tytułu.

 

Celuloidowe bajki budują więź

<<< Powrót

2016-04-27

W czasach zmęczenia popkulturową „sieczką” prawdziwy renesans popularności przeżywają celuloidowe bajki sprzed lat .....

Poniżej wywiad jakiego udzieliłem czasopismu "Nasz Józefów" Nr2 (kwiecień)

Zwrot ku kliszom to nie tylko powrót do krainy dzieciństwa, lecz przede wszystkim świadoma kontestacja rzeczywistości pełnej pośpiechu, zgiełku i braku autentycznych relacji rodzinnych. Nieruchome obrazki rozwijają dziecięcą wyobraźnię oraz budują prawdziwe więzi wewnątrzrodzinne. Są świetną pomocą dydaktyczną. O korzyściach płynących z celuloidowych bajek rozmawiam z Jerzym Pniewskim, mieszkańcem Józefowa, kolekcjonerem i jednym z najpoważniejszych znawców przedmiotu.

- Kiedy i jak zaczęła się Pańska dorosła przygoda z celuloidowymi bajkami? Czy był to swoisty powrót do „krainy dzieciństwa”?

Prawie jedenaście lat temu moja żona podczas wizyty u rodziców przypadkowo odnalazła swój dziecięcy rzutnik wraz z kilkoma bajkami. Nasza najmłodsza córka miała wtedy trzy lata. Postanowiliśmy pokazać jej te klisze. Mimo tego, że były to dość poważne utwory, spodobały się córce. Bardziej niż treść przemówiły do niej obrazy, które nagle pojawiły się na ścianie. Nieruchome scenki zauroczyły także nasze starsze pociechy. Postanowiliśmy zatem sprawić im radość i zakupić na jednym z portali aukcyjnych parę kolejnych bajek. Po jakimś czasie pojawiła się konieczność dokupienia następnych tytułów. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy w naszym domu było już prawie pięćdziesiąt bajek. Tak naprawdę, to właśnie stanowiło początek mojej kolekcjonerskiej przygody. Przełomowym momentem był jednak przypadkowy i okazyjny zakup sporej partii klisz. Po tej transakcji w mojej głowie narodziła się idea zbierania bajek.

- Czy kolekcjonowanie klisz było wówczas zjawiskiem modnym, powszechnym?

Wydaje mi się, że byłem wtedy jedyny w Polsce. Dziesięć lat temu ceny klisz były bajecznie niskie. Znacznie większa też była ich dostępność. Na portalach aukcyjnych, w przeciwieństwie do dnia dzisiejszego, można było kupić każdy tytuł. Nie było zaciętej walki między licytującymi. Celuloidowe bajki nie uchodziły wówczas za towar poszukiwany, unikatowy, deficytowy.

- Jak zatem wytłumaczy Pan obecny renesans celuloidowej bajki? Czy jest to wyłącznie postawa hipsterska, czy coś znacznie głębszego?

Współczesnych pasjonatów bajek podzieliłbym na dwie grupy. Pierwsza z nich to osoby kolekcjonujące, z różnych powodów, przedmioty z minionej epoki. Część z nich traktuje swoje hobby w kategoriach powrotu do dzieciństwa. Takich osób jest jednak w Polsce naprawdę niewiele. Druga zaś grupa to ludzie, którzy szukają jakiegoś sposobu ucieczki od ogłupiającej kultury masowej, zabijającej więzi między rodzicem a dzieckiem.  

- Dlaczego w dobie telewizji cyfrowej, internetu, technologicznych nowinek i wszelkiego rodzaju elektronicznych efektów specjalnych nieruchoma, nierzadko czarno-biała bajka triumfuje? Z pozoru jest przecież mniej atrakcyjna, statyczna, „gorzej opakowana”.

Projekcji celuloidowych bajek towarzyszy niepowtarzalna atmosfera. Sprzyja ona budowaniu prawdziwych więzi rodzinnych, tworzeniu dobrych relacji. W zabieganym świecie poczucie autentycznej wspólnoty staje się coraz bardziej deficytowe. Większość rodziców nie ma czasu lub sił na budowanie relacji z własnymi dziećmi. Dotyczy to zwłaszcza pracowników korporacji, ludzi goniących za karierą, awansem zawodowym i pieniędzmi. Najwygodniej jest posadzić dziecko przed komputerem lub telewizorem i mieć „święty spokój” po ciężkim dniu pracy. Zaznaczyć jednak należy, że nawet jeśli usiądziemy z dzieckiem przed telewizorem, to wspólne oglądanie telewizji nigdy jednak nie wytworzy głębszych więzi. Każdy z telewidzów bowiem odbiera i przeżywa przekaz medialny indywidualnie, osobno. Szansę budowy prawdziwej wspólnoty dają natomiast rodzinne pokazy celuloidowych bajek. Dodatkowo, nieruchome obrazki niezwykle pobudzają i rozwijają dziecięcą wyobraźnię. Ogromny wpływ na niepowtarzalny klimat bajkowych projekcji ma ciemność. Dziecko skupia wtedy uwagę na wyświetlanym obrazie. Równie istotny jest miły głos lektora, w rolę którego wcielają się mama lub tata. Specyficzną atmosferę tworzy też ciepło emanujące z rzutnika, trzymanego przez dziecko na kolanach. Wszystko to rodzi klimat, którego nie da się opisać. Więź między dzieckiem a rodzicem staje się tak silna, że następnego wieczoru i jedno, i drugie czeka na kolejny wspólny pokaz. 

- Jako czynny zawodowo nauczyciel doceniam edukacyjne walory statycznych obrazków i często korzystam z celuloidowych klisz w czasie lekcji oraz zajęć ze studentami. Efekty tych działań są faktycznie zaskakujące, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pamiętam jednak, że na początku dydaktycznych eksperymentów z bajkami targał mną szereg wątpliwości. Przede wszystkim bałem się tego, że pokolenie wychowane na grach komputerowych bardzo szybko znudzi się celuloidowym nośnikiem. Czy nie miał Pan podobnym oporów?

Jako osoba z wykształceniem technicznym może i miałbym takie opory, gdyby nie moja żona, posiadająca przygotowanie i doświadczenie pedagogiczne. Skutecznie przekonała mnie, że nie należy mieć takich wątpliwości. To dzięki jej sugestiom wszelkie bariery zostały przełamane. 

- Wróćmy do walorów dydaktycznych klisz. Czy zna Pan przykłady jakichś wartościowych projektów edukacyjnych z wykorzystaniem celuloidowych bajek?

Kilka lat temu współpracowałem z grupą młodych ludzi skupionych wokół warszawskiego Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”. Pani Dorota Borodaj, jedna z tamtejszych animatorek, stworzyła interesujący projekt edukacyjny o nazwie „Bajkowanie”. Program ten został sfinansowany przez stołeczny ratusz. W ramach projektu odbywały się cykliczne projekcje bajkowe. Pewnego razu poproszony zostałem o pokaz moich klisz. Nie spodziewałem się, że prezentacji tej towarzyszyć będzie aż tak twórcza oprawa. Teksty bajek czytane były przez dobranego w tym celu lektora, nieruchome obrazki ilustrowane były stosownym podkładem muzycznym. Można to określić mianem małego spektaklu, uzupełniającego czterdziestominutową projekcję. Po pokazie dzieci uczestniczyły w godzinnych warsztatach, podczas których tworzyły prace plastyczne (m.in. wycinanki) związane z treścią obejrzanych bajek, opowiadały o swoich wrażeniach, odczytywały morał poznanych przed chwilą utworów. Myślę, że te zajęcia bardzo pozytywnie wpływały na rozwój osobowości uczestniczących w nich maluchów.

Równie ciekawą inicjatywą, w której miałem możność uczestniczyć trzy lata temu były bajkowe poranki w kinie Stacja Falenica. Porankom tym także towarzyszyły zajęcia warsztatowe.

Drugi już rok z rzędu podczas ferii zimowych współorganizuję z warszawskim Muzeum Techniki pokaz bajek dla dzieci. Maluchy zwiedzające muzeum mają możność zajrzenia do specjalnego kącika, w którym wyświetlane są celuloidowe bajki. Dotychczas prezentowaliśmy adaptacje utworów Kornela Makuszyńskiego, ilustrowane przez, nieżyjącego już, wybitnego rysownika – Mariana Walentynowicza.

Podobne inicjatywy mają miejsce nie tylko w Warszawie. W Toruniu brałem udział w spotkaniach z bajką organizowanych przez jedną z tamtejszych bibliotek. Identyczne imprezy odbywają się też w pewnej bydgoskiej kawiarni. Istnieje w Polsce kilka ośrodków, które pokazy celuloidowych bajek uczyniły istotnym elementem działalności kulturalno-oświatowej.

- Pańskie zainteresowania kolekcjonerskie szybko jednak przestały być zwykłym hobby i przeobraziły się w poważne przedsięwzięcie popularyzatorskie. Stworzył Pan profesjonalny serwis internetowy poświęcony przezroczom, zorganizował kinowe pokazy bajek. Stał się najpoważniejszym znawcą tej problematyki. Czy nie jest tak, że swoją pasję zaczął Pan traktować w kategoriach misji? W jednej z gazet wyczytałem, że uważa Pan celuloidowe bajki i filmy edukacyjne za „dobro narodowe”…

Moja dewiza brzmi: „Bajek z rzutnika czar - ocalić od zapomnienia”. W popularyzacji bajek niezwykle pomogło mi doświadczenie w prowadzeniu stron internetowych. Dzięki tym umiejętnościom mogłem z czasem stworzyć fachowy serwis poświęcony historii polskich bajek celuloidowych. Z przykrością jednak oświadczam, że podczas prac nad uruchomieniem serwisu nie uzyskałem najmniejszego wsparcia ze strony instytucji państwowych. Zwracałem się w tej sprawie m.in. do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Biblioteki Narodowej oraz Narodowego Archiwum Cyfrowego. Żadna z placówek nie była jednak zainteresowana współpracą. A praca nad uruchomieniem serwisu wymagała sporo nakładów. Nie tylko finansowych… Było to zajęcie niezwykle czasochłonne. Każdą bajkę należało bowiem skatalogować, opisać, zrecenzować oraz zeskanować. Szkoda, że instytucje państwowe zachowały się w ten sposób, gdyż dzięki ich wsparciu można było stworzyć bardziej profesjonalny serwis niż ten, który mamy obecnie. Ale może uda się to zmienić w przyszłości. Zobaczymy…

- Ile pozycji liczy obecnie Pańska kolekcja?

Na dzień dzisiejszy składa się z 1875 klisz i wciąż udaje mi się ją powiększać. Wszystkie bajki są opisane i skatalogowane.

- Czy oprócz bajek zbiera Pan też dawne rzutniki?

Tak. Szczególnym sentymentem darzę polski rzutnik Bajka, potocznie nazywany „Garbusem” . Przede wszystkim ze względu na niepowtarzalny desing. Obecnie mam kilkanaście tych projektorów, każdy w innym kolorze. Stanowią one przepiękną ozdobę mieszkania, wszystkie też są sprawne. Powodem mojej dumy jest posiadanie najstarszego polskiego rzutnika – przedwojennego Ornaka z 1937 roku! W swoich zbiorach mam także zachodnie rzutniki z lat dwudziestych ubiegłego wieku. Jestem również posiadaczem projektora z początku minionego stulecia, w którym źródłem światła nie jest żarówka, lecz świeczka! 

- Jakie są Pańskie kolekcjonerskie i popularyzatorskie plany na przyszłość?

Chciałbym nabyć modele rzutnika Bajka w kolorach, których jeszcze nie posiadam. Moim największym marzeniem jest jednak dotarcie do dokumentacji dotyczącej polskich bajek celuloidowych. Myślę nie tylko o katalogach, lecz przede wszystkim o oryginalnych ilustracjach, rysunkach. Nawiązałem w tym celu kontakt z niektórymi rysownikami. Problem stanowią jednak prawa autorskie lub ich brak. Większość grafików ilustrowała celuloidowe bajki w latach studenckich, traktując tę działalność jako źródło dodatkowego i szybkiego zarobku. W związku z tym nie przywiązywali oni wagi do praw autorskich oraz dalszych losów swoich dzieł. Spółdzielni produkujących zaś bajki już nie ma, zostały zlikwidowane kilkadziesiąt lat temu. Dotarcie do oryginalnych rysunków jest zatem zadaniem bardzo trudnym, co nie znaczy, że niewykonalnym. I to mnie motywuje.

- Życzę zatem Panu powodzenia w realizacji ambitnych planów i dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję.

Rozmawiał: Adam Tyszka


P.S. Osoby zainteresowane celuloidowymi bajkami odsyłam do serwisu internetowego prowadzonego przez mojego rozmówcę (www.diafilm.pl). 

 

 

Wszystkie prawa zastrzeżone: diafilm.pl
Projekt i wykonanie bprog.pl